22.4.12

Pierwsze Kroki

Nad sercem Afryki wschodniej przelecieliśmy o świcie. Pod nami rozciągało się Jezioro Wiktorii, bezgranicznie rozlewające się w promieniach wschodzącego słońca. Cóż to był za przepiękny wschód słońca! Im bliżej równika, tym większe i bardziej rozległe staje się niebo. Z samolotu wysiedliśmy tuż po 7 rano czasu lokalnego. Nasz wzrok natychmiast przykłuła otaczająca nas jaskrawa zieleń roślinności oraz gleba koloru rdzy. Lotnisko spowijała cisza i senność. Zaraz po naszym wejściu czekały na nas uśmiechnięte twarze przedstawicieli kontroli granicznej, którzy bawili się z małym chłopcem, jednym z pasażerów naszego lotu. Zdecydowanie mają oni nieco bardziej zrelaksowane podejście do swojej pracy niż pracownicy kontroli paszportowej na londyńskich lotniskach, gdzie zawsze wita nas napis: "Na Kontrolę Należy Oczekiwać Za Linią".


Elena i Ally, które są obecnie wolontariuszkami w ośrodku Les Enfants de Dieu, odebrały nas z lotniska wraz z kierowcą samochodu należącego do ośrodka, Jeanem-Baptistą. Nasza 18-godzinna podróż samolotem przez Dohę sprawiła, że byliśmy dość zmęczeni. Chcielibyśmy zaznaczyć, że lot z liniami lotniczymi Qatar Airlines był przyjemnością: obsługa była rewelacyjna a posiłki znakomite. W ofercie pokładowej znalazło się wiele świetnych filmów, dzięki którym podróż minęła nam dużo szybciej (uroniliśmy nawet kilka łez). Dla odmiany długie nogi Breta miały w tym samolocie więcej miejsca i siedziało mu się bardziej komfortowo.

Moskitiera dzięki uprzejmości Eleny.

Pierwszego dnia wyruszyliśmy do centrum Kigali, aby kupić coś do jedzenia oraz wymienić pieniądze. Moja pierwsza próba negocjacji kursu wymiany poszła dobrze, a koszulka Breta z napisem $7 (najnowszy projekt naszego kolegi Kasha ze Szwajcarii - koszulka dotarła do Londynu tuż przed wyjazdem - dziękujemy szwajcarskiej poczcie!) stała się hitem pośród mężczyzn, którzy wymieniali nam walutę (nota bene dolary amerykańskie). Poprosili Breta w żartach, aby następnym razem przyszedł w koszulce z napisem $8.

Po wymianie dolarów na lokalne franki udaliśmy się na zakupy, rozejrzeliśmy się po mieście, a głównie sami byliśmy niezłą atrakcją. Wszyscy wpatrywali się w nas bez śladu zażenowania. Nie zraziliśmy się jednak dzięki bardzo przydatnym mailom od Eleny, które przedstawiły nam wiele aspektów kulturowych Rwandy. Miejscowi przyglądają się białym (czyli tzw. muzungu). Stanowimy dla nich źródło rozrywki. Postanowiliśmy skorzystać z naszej tajemnej broni i uśmiechaliśmy się szeroko do każdego, kto tylko zerknął w naszym kierunku. Broń poskutkowała.

Miejscowe busy okazały się być nieprzeciętnym przeżyciem. Idea osobistej przestrzeni nie ma w nich zastosowania, kiedy jest więcej pasażerów niż miejsc. W takiej sytuacji od pasażerów oczekuje się, że się przesuną i ścisną, aby dodatkowe osoby mogły się zmieścić. Tak zwana jazda "z ugniataniem". Większość pojazdów przewozu pasażerów ma już za sobą swoje lata świetności, ale busy kursują często, a przejazdy są niedrogie, w związku z czym nie ma na co narzekać. Bileciarz, tudzież konduktor, całą drogę krzyczy, próbując zwabić dodatkowych pasażerów maszerujących wzdłuż drogi. Busy zatrzymują się gdzie popadnie, a właściwie gdzie tylko wsiadają lub wysiadają pasażerowie, dlatego też nie da się dokładnie przewidzieć, ile czasu zajmie podróż z punktu A do punktu B. Radio często włączone jest na pełen regulator, pogrywając lokalne hity lub amerykańskie przeboje. Zdecydowanie dodaje to uroku całemu doświadczeniu. Pomimo ścisku i tłoku, jest to zaskakująco przyjemny sposób na podróżowanie. Ludzie śmieją się, witają, podśpiewują. Z oczywistych powodów większość uwagi pasażerów skupia się na nas, ale jest ona pozytywna.

Rysunek ścienny wykonany przez Ivuka Arts

Wizyta w ośrodku oraz spotkanie z chłopcami następnego dnia były bardzo ekscytujące. Niesamowicie było zobaczyć na własne oczy miejsca, które pojawiły się w filmie zrobionym przez Breta. Rozpoznałam wiele twarzy! ALE wszystkie imiona podawane przy powitaniach przyprawiły mnie o mały zawrót głowy.

Przyjechaliśmy do Rwandy podczas tygodnia upamiętniającego 18. rocznicę ludobójstwa, w związku z czym wielu chłopców, którzy są w szkołach z internatem przyjechało do ośrodka na okres wolny od zajęć szkolnych. Pozwoliło to Bretowi na ponowne spotkanie z chłopcami oraz sesję tańca. Gra w piłkę nożną przerodziła się w spontaniczny trening break-dancingu.

Bret ponownie tańczy z Didierem.

Elena i Ally oprowadziły nas po ośrodku i pokazały nam swoje dwa główne projekty - bibliotekę oraz magazyn. Dziewczyny naprawdę dokonały rzeczy niemożliwych. Byliśmy pod ogromnym wrażeniem ich osiągnięć, a nawet czuliśmy się odrobinę wystraszeni. Zastępujemy nie byle kogo! Postaramy się zakończyć te dwa projekty jak najszybciej, abyśmy mogli otworzyć bibliotekę. Znajduje się w niej 3365 książek, mnóstwo gier oraz przyborów szkolnych i plastycznych. Chcemy udostępnić to wszystko chłopcom, ale musimy nauczyć ich, jak być za wypożyczone rzeczy odpowiedzialnym. Mamy nadzieję, że biblioteka stanie się idealnym miejscem do nauki, gier oraz rysowania.

Elena i Ally wyjaśniają nam proces inwentaryzacji.
Pojawiły się pomysły na klub książki, gazetkę ośrodka, klub hip hopu oraz wiele innych. Sprawdzajcie nasz blog regularnie, aby dowiedzieć się więcej.

No comments:

Post a Comment