24.4.12

Mam Buty


Kigali jest wielkim miastem, ale jednocześnie wydaje się bardzo 'niemiejskie'. Każdego ranka Dorota i ja wysiadamy z minibusa, którym dojeżdżamy do ośrodka, przy głównej drodze niedaleko lotniska. Kilkadziesiąt metrów dalej maszerujemy już otoczeni soczystą zielenią obfitej roślinności. Dzieci wybiegają z małych domków i chatek, aby się z nami przywitać. Wszędzie wokół, dosłownie na każdym metrze kwadratowym, rośnie lub dojrzewa jakaś roślina jadalna.



Pewnego ranka, gdy dotarliśmy do ośrodka, chłopcy byli zajęci kopaniem rowu, w którym położone zostaną rury prowadzące wodę do ośrodka. Tego typu praca fizyczna jest tutaj wykonywana bez obuwia, co wydawało mi się zbyt niebezpieczne ze względu na kawałki szkła, gwoździe i tym podobne niespodzianki. Moje obawy rozśmieszyły chłopców, którzy zdają się być odporni na wszystko. Kopali oni rów na zmiany, aby usprawnić pracę. Na koniec mojej zmiany moje dłonie pokrywały odciski i były one nieźle pokiereszowane. Chłopcy natomiast nadal podśpiewywali i kopali, kopali, kopali… W rezultacie tego przedsięwzięcia przez następnych kilka dni moje ręcę pokrywały plastry. Na szczęście dla mnie, Dorota zrobiła pranie sterty moich brudnych rzeczy (metodą ręczną z użyciem wiadra!).


Buty od dawna były dużym problemem w ośrodku. Chłopcy bardzo ich potrzebują, wiele osób spoza Rwandy chce im je podarować, ale wysyłanie rzeczy do Rwandy wiąże się z ogromnymi kosztami wysyłki i podatkiem importowym. Dzięki wielu wolontariuszom, którzy przywozili ze sobą po kilka par w swoich walizkach, w magazynie znajdowało się już kilkadziesiąt par butów, ale wciąż nie wystarczająca ilość, aby obdarować wszystkich chłopców. W związku z tym buty leżały na półce w magazynie i tylko drażniły przechodzących obok.

Dorota, ja oraz inni wolontariusze (Elena, Ally, Elizabeth, Ian i Emily) postanowiliśmy połączyć swoje siły i współpracować z pracownikami ośrodka (Agnes, Josianne oraz Charlesem), aby zmierzyć wielkość stopy u wszystkich chłopców, zrobić inwentaryzację butów w magazynie, a także zabrać kilku chłopców na rynek, gdzie moglibyśmy dokupić resztę potrzebnych butów za pieniądze przekazane przez wiele osób (szczególne podziękowania dla naszych rodzin i przyjaciół). Chłopcy okazali się być bardzo cierpliwymi i umiejętnymi kupującymi. Wybierali tylko buty, które spełniały ich kryteria i były wystarczająco "cool". Nie uginali się też w kwestii ceny i twardo trzymali się uzgodnionej kwoty 5000 franków rwandyjskich (około £5 lub $8) za parę. Po całym dniu targowania i kombinowania na rynku, udało się nam kupić wszystkie potrzebne nam pary butów.


Obejrzyjcie krótki filmik o naszych zakupach obuwniczych :)

No comments:

Post a Comment