15.5.12

Hip Hop Bez Królików

Działalność charytatywna to z założenia działalność pozytywna. Bynajmniej u jej źródeł znajdziemy zazwyczaj dobre intencje. Od czasu naszego przyjazdu do Afryki byliśmy świadkami wielu przykładów akcji pseuo-dobroczynnych, które nie zakończyły się oczekiwanym sukcesem. Według nas istnieje rozwiązanie tego problemu, ale o tym na końcu wpisu.

Zacznijmy od przykładu. Aby ośrodek, w którym jesteśmy wolontariuszami mógł stać się bardziej samowystarczalny, oraz aby mógł wygenerować jakiś zarobek jakiś czas temu postanowiono zainwestować w hodowlę królików. Początkowo zamierzano sprzedawać króliki do restauracji, ale z tego, co nam wiadomo, nigdy to takiej transakcji nie doszło. Zamiast przewidywanych korzyści, sytuacja sprowadza się do tego, że chłopcy codziennie spędzają niezliczone godziny maszerując na pola daleko od ośrodka, aby ścinać i zbierać trawy dla królików. Królików jest kilkaset, więc aby je nakarmić potrzebne są ogromne ilości trawy. Każdego dnia i niemal o każdej godzinie można zaobserwować pechową grupę chłopców, którzy albo wyruszają na pole, aby zebrać trawę, albo karmią króliki, albo też zajmują się czyszczeniem ich obrzydliwych klatek (mowa tutaj o usuwaniu odchodów oraz wyrzucaniu zdechłych królików do stawu, gdzie ich zwłoki zjadają pływające w nim ryby). Staw z rybami to jeszcze jeden z błyskotliwych pomysłów zarabiania pieniędzy przez ośrodek, ale to już osobna historia.

Wiele z zajęć, które planujemy z chłopcami często się opóźnia, lub nawet zostaje odwołanych ze względu na obowiązki chłopców związane z królikami. Mamy nadzieję, że uda się nam znaleźć jakiś sposób na to, aby pozbyć się tych wrednych istot przed naszym wyjazdem z Rwandy. Jeśli odniesiemy sukces, możliwe jest, że chłopcy wzniosą w naszym imieniu pomnik - 'ku czci wyzwolicieli od królikowego niewolnictwa'.

Doszliśmy ostatnio do wniosku, że nasz czas jest najlepiej spożytkowany w ośrodku w weekendy. Chłopców można wówczas znaleźć wszędzie. Są oni w dobrym humorze, gdyż nie muszą maszerować 4 km do szkoły. Zaobserwowaliśmy też, że chłopcy często nie mają co robić, albowiem większość personelu jest nieobecna w weekendy, a wszelkie źródła rozrywek są pozamykane. W związku z powyższym postanowiliśmy skupić się na spędzaniu czasu z chłopcami właśnie w weekendy, a szczególnie w soboty. Cokolwiek zaplanujemy na weekend przebiega bez problemów i przeszkód, co sprawia, że atmosfera w ośrodku jest bardziej zrelaksowana, a chłopcy bardziej zadowoleni. Gra w piłkę, taniec, czy zwyczajnie spędzanie ze sobą czasu odbywają się w weekendy bardziej naturalnie.

W ten weekend udało nam się skończyć bibliotekę! Oficjalne otwarcie drzwi dla chłopców będzie miało miejsce w poniedziałek. Będziemy przyjmować chłopców w 12-osobowych grupach. Biblioteka jest przygotowana na otwarcie, pełno w niej książek i gier planszowych. Dorobiliśmy się nawet nowego szyldu wykonanego przez Rene.


W sobotę chłopców czekała nie lada niespodzianka. Kontener darów, który od dłuższego czasu był przetrzymywany przez urząd celny, został nareszcie zwolniony, dzięki udanym negocjacjom doświadczonego wolontariusza Paula oraz jego koleżanek z Wielkiej Brytanii, którzy osobiście wybrali się do urzędu. Jean-Baptiste przywiózł zawartość kontenera wielokrotnie kursując między ośrodkiem a urzędem celnym. Byliśmy mile zaskoczeni faktem, że dary były opisane i posortowane. Nasz magazyn pozostaje uporządkowany!

W kontenerze znalazło się kilka palet z pudełkami, zawierającymi podarunki dla każdego z chłopców. Pudełka były oznakowane grupą wiekową, co ułatwiło nam ich rozdawanie. Już po zmroku, kiedy maszerowaliśmy w ciemności z ośrodka, aby złapać autobus do domu, chłopcy nadal biegali jak szaleni, opętani z radości, zachwyceni zabawkami i drobiazgami, które otrzymali w pudełkach-niespodziankach. Była to zdecydowanie akcja dobroczynna zakończona wielkim sukcesem!

Wracając do akcji dobroczynnych, które kończą się źle. Jedna z kwestii, która trapiła mnie przed przyjazdem do Afryki, dotyczyła pewnych projektów artystycznych wykonywanych w Afryce oraz samego procesu ich wykonywania. Nie będę wymieniał nazw konkretnych projektów, ale myślę, że ważne jest, aby powiedzieć coś ogólnie na ten temat. Również takie projekty wyrastają z jak najlepszych intencji, ale moim zdaniem na dłuższą metę nie wnoszą nic pozytywnego. Na przykład, udaje się zdobyć fundusze na nakręcenie filmu albo teledysku. Ekipa wyposażona w najwyższej jakości sprzęt, a może nawet w towarzystwie kogoś sławnego, leci do kilku miejsc w Afryce. Ekipa nigdzie nie zatrzymuje się dłużej niż kilka dni. Robią oni piękne zdjęcia, organizują warsztaty, spotkania z lokalnymi mieszkańcami, itp., a potem wracają do swoich krajów, gdzie montują film, czy też teledysk. Podczas trwania projektu, wszyscy są uśmiechnięci i zadowoleni, ale w momencie, kiedy ekipa odlatuje, jej relacje ze społecznościami, z którymi się zetknęła, zostają całkowicie zerwane. Osoby, które nakręcono podczas zdjęć do filmu, nigdy nie zobaczą ukończonego produktu, a już na pewno w żaden sposób z niego nie skorzystają. Być może takie filmy szerzą świadomość wśród społeczeństw Zachodu na temat społeczności Afryki i ich potrzeb, ale ogromna szansa na bezpośrednią i natychmiastową pomoc zostaje zmarnowana. Zgadza się, Dariya?

Jak rozwiązać ten problem? Uważamy, że jest to dość proste. Skupmy się na mniejszej skali wydarzenia, może nawet pojedźmy gdzieś sami, zatrzymajmy się w jednym miejscu i naprawdę starajmy się pomóc. Kiedy jest się gdzieś osobiście, wówczas poznaje się konkretne osoby oraz staje się częścią ich społeczności. Wówczas widzi się też, gdzie pomoc jest naprawdę potrzebna ORAZ kto na tę pomoc zasługuje, a także można upewnić się, że dary (zarówno rzeczowe, jak i pienężne) są stosowne do miejsca i celu oraz trafiają do odpowiednich rąk. Jeśli Paul oraz jego koleżanki nie wsiedliby do samolotu i nie przylecieliby do Rwandy, kto wie, czy kontener pełen darów przez nich przesłanych zostałby kiedykolwiek zwolniony z urzędu celnego, czy nie zostałby on zwyczajnie sprzedany. Chodzi nam tu o to, że nie można być niczego do końca pewnym, jeśli nie jest się na miejscu. Przedsięwzięcie filmowe, które zainspirowało nas do tego wyjazdu, a które według nas ma pozytywne i trwałe przesłanie oraz długoterminowo wpłynęło na życie swoich afrykańskich bohaterów to Staff Benda Bilili. Obejrzyjcie film, posłuchajcie muzyki, znajdźcie w nich inspirację.

W duchu tejże inspiracji, razem z naszym przyjacielem Willym Mutabazim spędziłem sporo czasu kręcąc teledysk grupy hip-hopowej Time Boyz. Grupa składa się z trzech nastolatków, którzy kiedyś mieszkali na ulicach Kigali, a teraz mieszkają w ośrodku Les Enfants de Dieu. Przesłanie ich muzyki jest pozytywne: zachęcają oni dzieci, które żyją na ulicach, aby dumnie podniosły głowy i starały się zmienić swoje życie. Pokazaliśmy ukończony teledysk chłopcom oraz personelowi. Mama Dariya'i była bardzo dumna (górny rząd, środek).

Z ogromną przyjemnością prezentujemy naszym czytelnikom światową premierę nowego teledysku zespołu Time Boyz pod tytułem "agahinda k,unwary".... Chwileczkę...Jesteśmy przecież w Afryce! Teledysk próbujemy od czterech dni wrzucić na stronę Vimeo, ale bezskutecznie. Będziemy próbowali ponownie i na pewno damy znać, kiedy będzie można obejrzeć wyczyny muzyczne chłopaków z Les Enfants de Dieu. Za opóźnienie przepraszamy...

No comments:

Post a Comment