6.5.12

Zmiana Biegu

Jak już pisaliśmy, codziennie dojeżdżamy do ośrodka, co pozwala nam na doświadczanie na własnej skórze kolorytu lokalnych minibusów. Wyjątkiem od tej reguły są środy, kiedy to mieszkająca na terenie kompleksu fabryki Sulfo księgowa jest zabierana do ośrodka przez kierowcę, Jeana-Baptistę. Jeśli uda nam się wystarczająco wcześnie wstać, mamy okazję zabrać się z nimi i podróżować w luksusach ciężarówki.


Oprócz minibusów, głównymi uczestnikami ruchu na tutejszych drogach są moto-taksówki. Można je znaleźć wręcz na każdym rogu, a często podjeżdżają one do ludzi maszerujących wzdłuż drogi oferując swoje usługi przewozowe. Moto-taksówki są bardzo przydatne wieczorem, ponieważ minibusy przestają kursować około 20.00-21.00. Są one też tańsze od taksówek samochodowych. Codziennie widzimy setki osób podróżujących tym środkiem transportu, a co najbardziej szalone, pasażerowie przewożą na motorach wielkogabarytowe przedmioty, takie jak telewizory, a nawet materace!

W ostatnią środę byliśmy w drodze do ośrodka, gładko przemieszczając się ciężarówką po świetnej asfaltowej drodze, kiedy niespodziewanie moto-taksówka podróżująca z przeciwnego kierunku postanowiła skręcić w lewo, przecinając nasz pas ruchu dosłownie kilkanaście metrów przed nami. Jechaliśmy z dość istotną prędkością, więc Jean-Baptiste musiał dać ostro po hamulcach. Widziałam, jak pasażer moto-taksówki zaczął okładać kierowcę pięściami, poganiając go, aby ten skręcił, zanim nasza ciężarówka w niego uderzy (nie było szans na zatrzymanie ze względu na naszą prędkość). Włosy na karku stanęły mi dęba, a całe ciało pokryła gęsia skórka. Byłam niesamowicie spięta, już prawie słyszałam odgłos miażdżonych kości pasażera moto-taksówki. Na szczęście udało im się skręcić na czas. Mało jednak brakowało! BARDZO MAŁO! Pasażer zeskoczył z motoru, albowiem inaczej wyłożył by się on na ziemi. Mężczyzna zdjął z głowy kask i rzucił nim w kierowcę, cały czas krzycząc w złości. Kierowca moto spisał kask na straty i odjechał z piskiem opon. Byłam w ogromnym szoku całego zajścia, ale nasz Rwandyjski kierowca oraz Indyjska księgowa pozostawali bardzo spokojni i nieporuszeni. Zawsze sceptycznie podchodziłam do motorów i nigdy ich nie lubiłam. Teraz jestem absolutnie przekonana, że w najbliższej przyszłości na pewno nie skorzystam z usług moto-taksówki.


W zeszłym tygodniu dość sporo padało, głównie nocami. Głośne grzmoty i elektryzujące błyskawice rozdzierały czarne, nocne niebo, budząc nas wielokrotnie. Deszcz wiąże się z kłopotami dla ośrodka. Les Enfants de Dieu jest położony w dolinie, na terenie bagiennym. Kilka godzin po tym, jak deszcz ustaje, woda spływa ze wzgórz i zalewa część terenu ośrodka, włącznie z boiskiem. Nieutwardzona, polna droga prowadząca do ośrodka od asfaltowej ulicy zostaje zupełnie zalana wodą. Dzień podeszczowy jest zazwyczaj korzystny dla właścicieli rowerowych taksówek, którzy przewożą ludzi przez wodę za drobną opłatą. Wielu lokalnych mieszkańców po prostu zdejmuje buty, zawija nogawki spodni i maszeruje przez wodę na boso. Na koniec dnia, personel naszego ośrodka zapakował się do ciężarówki, aby nie musieć maszerować przez wodę. Bret znalazł sobie miejsce na przyczepie, gdzie powiewał mu wiaterek, a także gdzie przyciągał uwagę kierowców i przechodniów, kiedy staliśmy w gigantycznym korku.


Podczas naszego czwartego tygodnia w ośrodku nadal koncentrowaliśmy się na pracy w magazynie oraz w bibliotece. Bret zajął się tym pierwszym pomieszczeniem, a ja tym drugim. Może pamiętacie z naszego ostatniego wpisu, że pomimo wielu wysiłków poprzednich wolontariuszy oraz nas samych, dodatkowe datki przekazane dla ośrodka w ogromnym kontenerze zostały wreszcie z niego opróżnione i trafiły na podłogę magazynu. Bret spędził większość tego tygodnia robiąc coś, czego nie lubi robić w domu, czyli składając sterty ciuchów. Przekopał się też przez sterty korków do piłki nożnej i posortował je według rozmiaru. Było to naprawdę nie lada przedsięwzięcie, które było ogromnie monotonne. Bret był jednak bardzo dokładny i oddany sprawie i jego ciężka praca przyniosła rezultaty, Nie mogłam wręcz uwierzyć transformacji, kiedy weszłam w czwartek do magazynu. Wszystko miało swoje miejsce i było ładnie złożone. Jedyne co pozostaje do zrobienia to przeliczenie inwentarza i odnotowanie rezultatów.




Podczas sortowania magazynu, Bret oddzielił ciuchy i rzeczy dla dziewcząt i kobiet, które nie mogą być wykorzystane przez chłopców, a które możemy przekazać innym organizacjom pomocy. Jest jednak w ośrodku jedna bardzo szczególna dama o imieniu Dariya. Jest to córka jednej z kucharek, Beaty. Dariya ma cztery lata i jest naprawdę kochana. Potrafi cały dzień towarzyszyć nam podczas pracy, bawiąc się i znajdując sobie różne zajęcia. Elizabeth, która również pomaga w ośrodku, przygotowała dla Dariya'i kilka dziewczęcych ciuszków, które wręczyliśmy jej w torbie-niespodziance. Dariya była bardzo szczęśliwa (jej mama również). Dariya i ja postanowiłyśmy też zabawić się w modelki kolekcji zimowych dodatków znalezionych przez Breta.


Podczas gdy Bret odkopywał się w magazynie, ja spędzałam całe dnie w bibliotece, wycinając maleńkie numerki, naklejając je kolejno na tysiące książek oraz uzupełniając katalog. Był to bardzo żmudny i monotonny proces. Na szczęście w czwartek udało mi się skończyć numerowanie książek. W piątek razem z Bretem zaczęliśmy weryfikować poprawność katalogu i jego zgodność z fizycznymi numerami książek. Również w piątek przenieśliśmy stertę gier planszowych, puzzli, materiałów edukacyjnych, a także farb, kredek, itp. z magazynu. Katalogowanie tego dobrodziejstwa odbędzie się w nadchodzącym tygodniu. Musimy też opracować oznakowania biblioteki, zasady dotyczące wypożyczania książek oraz zachowania w bibliotece. Oczywiście myślimy też już o Wielkim Otwarciu biblioteki i zorganizowaniu ciekawego dnia dla chłopców na koniec nadchodzącego tygodnia.



Jesteśmy już bardzo podekscytowani tymi planami. Sortowanie rzeczy nie było bardzo ciekawe, czy też rozrywkowe, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że było niezbędne. Nie możemy przestać rozmawiać o naszych ekscytujących planach po otwarciu biblioteki. Będziemy mogli zorganizować warsztaty plastyczne z zaprzyjaźnionymi lokalnymi artystami. Będziemy mogli też na dobre rozpocząć lekcje angielskiego w tym pełnym światła i wspaniałych książek pomieszczeniu. Chłopcy będą mogli przyjść do biblioteki, aby dowiedzieć się czegoś, nauczyć się czegoś, lub po prostu pobawić się! Najważniejszy jest jednak dla nas fakt, że nareszcie będziemy mieli czas, aby skupić się na chłopcach, na organizowaniu ich czasu, na byciu razem z nimi. Nie było nam łatwo nieustannie pracować, nie mieć czasu na pełną interakcję z dziećmi. Jesteśmy gotowi do zabawy! Nasz przyjaciel oraz opiekun chłopców, Charles, pomógł nam już zaplanować mecze piłki nożnej (z nagrodami!), które odbędą się w przyszły weekend.

P.S. Bretowi oczywiście udało się zrobić coś ciekawego, kiedy ja robiłam pranie:) Od jakiegoś czasu kręci teledysk dla grupy hip-hopowej założonej przez chłopców z ośrodka o nazwie Time Boyz. Dziś wstał o 6.30 rano, aby dokręcić dodatkowe sceny we wspaniałym świetle poranka. Wkrótce więcej na temat hip-hopowej muzyki z Rwandy!

No comments:

Post a Comment