Jak już pisaliśmy, codziennie dojeżdżamy do ośrodka, co pozwala nam na doświadczanie na własnej skórze kolorytu lokalnych minibusów. Wyjątkiem od tej reguły są środy, kiedy to mieszkająca na terenie kompleksu fabryki Sulfo księgowa jest zabierana do ośrodka przez kierowcę, Jeana-Baptistę. Jeśli uda nam się wystarczająco wcześnie wstać, mamy okazję zabrać się z nimi i podróżować w luksusach ciężarówki.
Oprócz minibusów, głównymi uczestnikami ruchu na tutejszych drogach są moto-taksówki. Można je znaleźć wręcz na każdym rogu, a często podjeżdżają one do ludzi maszerujących wzdłuż drogi oferując swoje usługi przewozowe. Moto-taksówki są bardzo przydatne wieczorem, ponieważ minibusy przestają kursować około 20.00-21.00. Są one też tańsze od taksówek samochodowych. Codziennie widzimy setki osób podróżujących tym środkiem transportu, a co najbardziej szalone, pasażerowie przewożą na motorach wielkogabarytowe przedmioty, takie jak telewizory, a nawet materace!
W ostatnią środę byliśmy w drodze do ośrodka, gładko przemieszczając się ciężarówką po świetnej asfaltowej drodze, kiedy niespodziewanie moto-taksówka podróżująca z przeciwnego kierunku postanowiła skręcić w lewo, przecinając nasz pas ruchu dosłownie kilkanaście metrów przed nami. Jechaliśmy z dość istotną prędkością, więc Jean-Baptiste musiał dać ostro po hamulcach. Widziałam, jak pasażer moto-taksówki zaczął okładać kierowcę pięściami, poganiając go, aby ten skręcił, zanim nasza ciężarówka w niego uderzy (nie było szans na zatrzymanie ze względu na naszą prędkość). Włosy na karku stanęły mi dęba, a całe ciało pokryła gęsia skórka. Byłam niesamowicie spięta, już prawie słyszałam odgłos miażdżonych kości pasażera moto-taksówki. Na szczęście udało im się skręcić na czas. Mało jednak brakowało! BARDZO MAŁO! Pasażer zeskoczył z motoru, albowiem inaczej wyłożył by się on na ziemi. Mężczyzna zdjął z głowy kask i rzucił nim w kierowcę, cały czas krzycząc w złości. Kierowca moto spisał kask na straty i odjechał z piskiem opon. Byłam w ogromnym szoku całego zajścia, ale nasz Rwandyjski kierowca oraz Indyjska księgowa pozostawali bardzo spokojni i nieporuszeni. Zawsze sceptycznie podchodziłam do motorów i nigdy ich nie lubiłam. Teraz jestem absolutnie przekonana, że w najbliższej przyszłości na pewno nie skorzystam z usług moto-taksówki.
W ostatnią środę byliśmy w drodze do ośrodka, gładko przemieszczając się ciężarówką po świetnej asfaltowej drodze, kiedy niespodziewanie moto-taksówka podróżująca z przeciwnego kierunku postanowiła skręcić w lewo, przecinając nasz pas ruchu dosłownie kilkanaście metrów przed nami. Jechaliśmy z dość istotną prędkością, więc Jean-Baptiste musiał dać ostro po hamulcach. Widziałam, jak pasażer moto-taksówki zaczął okładać kierowcę pięściami, poganiając go, aby ten skręcił, zanim nasza ciężarówka w niego uderzy (nie było szans na zatrzymanie ze względu na naszą prędkość). Włosy na karku stanęły mi dęba, a całe ciało pokryła gęsia skórka. Byłam niesamowicie spięta, już prawie słyszałam odgłos miażdżonych kości pasażera moto-taksówki. Na szczęście udało im się skręcić na czas. Mało jednak brakowało! BARDZO MAŁO! Pasażer zeskoczył z motoru, albowiem inaczej wyłożył by się on na ziemi. Mężczyzna zdjął z głowy kask i rzucił nim w kierowcę, cały czas krzycząc w złości. Kierowca moto spisał kask na straty i odjechał z piskiem opon. Byłam w ogromnym szoku całego zajścia, ale nasz Rwandyjski kierowca oraz Indyjska księgowa pozostawali bardzo spokojni i nieporuszeni. Zawsze sceptycznie podchodziłam do motorów i nigdy ich nie lubiłam. Teraz jestem absolutnie przekonana, że w najbliższej przyszłości na pewno nie skorzystam z usług moto-taksówki.
Podczas naszego czwartego tygodnia w ośrodku nadal koncentrowaliśmy się na pracy w magazynie oraz w bibliotece. Bret zajął się tym pierwszym pomieszczeniem, a ja tym drugim. Może pamiętacie z naszego ostatniego wpisu, że pomimo wielu wysiłków poprzednich wolontariuszy oraz nas samych, dodatkowe datki przekazane dla ośrodka w ogromnym kontenerze zostały wreszcie z niego opróżnione i trafiły na podłogę magazynu. Bret spędził większość tego tygodnia robiąc coś, czego nie lubi robić w domu, czyli składając sterty ciuchów. Przekopał się też przez sterty korków do piłki nożnej i posortował je według rozmiaru. Było to naprawdę nie lada przedsięwzięcie, które było ogromnie monotonne. Bret był jednak bardzo dokładny i oddany sprawie i jego ciężka praca przyniosła rezultaty, Nie mogłam wręcz uwierzyć transformacji, kiedy weszłam w czwartek do magazynu. Wszystko miało swoje miejsce i było ładnie złożone. Jedyne co pozostaje do zrobienia to przeliczenie inwentarza i odnotowanie rezultatów.
P.S. Bretowi oczywiście udało się zrobić coś ciekawego, kiedy ja robiłam pranie:) Od jakiegoś czasu kręci teledysk dla grupy hip-hopowej założonej przez chłopców z ośrodka o nazwie Time Boyz. Dziś wstał o 6.30 rano, aby dokręcić dodatkowe sceny we wspaniałym świetle poranka. Wkrótce więcej na temat hip-hopowej muzyki z Rwandy!
No comments:
Post a Comment