21.5.12

Wszystko Idzie Jak Po Maśle

Nasz ostatni wpis był nieco kontemplacyjny. Pomimo naszych dywagacji, udało się nam utrzymać wysoki poziom energii i wypełnić nasz kolejny tydzień w Rwandzie mnóstwem zajęć i pracą.


Mieliśmy niskie oczekiwania, a jednocześnie wielkie nadzieje otwierając bibliotekę w poniedziałek. Musieliśmy podzielić chłopców na dwie grupy. Młodsi chłopcy, którzy chodzą do szkoły na terenie ośrodka, mieli mieć wprowadzenie do zasad funkcjonawania biblioteki w poniedziałek, a starsi chłopcy, którzy chodzą do szkoły w pobliskiej miejscowości, we wtorek. Grupie młodszych chłopców towarzyszyła jedna z nauczycielek, Alphonsine, która pomogła nam w przetłumaczeniu zasad obowiązujących w bibliotece na język kinyarwanda.


Chłopcy uważnie słuchali (z wyjątkiem kilku niepoprawawnych urwisów) oraz zadawali wiele dobrych pytań. Zasady obowiązujące w bibliotece są poniekąd eksperymentem i bardzo szybko przekonaliśmy się, że zastosowanie teorii w praktyce to zupełnie inna para kaloszy. Następnego dnia okropnie padało, a starsi chłopcy byli w szkole, więc młodsi chłopcy przyszli po raz pierwszy NAPRAWDĘ skorzystać z biblioteki. Muszę przyznać, że nie było lekko. Cała zawartość biblioteki była dla nich nowością, i to bardzo ekscytującą. Gry znikały z szafy niczym ciepłe bułeczki.


Mieliśmy kłopoty z dotrzymywaniem chłopcom kroku i zapisywaniem wszystkiego w rejestrze rzeczy wypożyczonych. Oprócz fanatyków gier, których celem było wyjęcie i otworzenie każdej gry znajdującej się w szafie, mieliśmy też grupę rysowników - cichych i zamyślonych - którzy siedzieli spokojnie przy stole, kolorowali i bez problemu dzielili się kredkami i świecówkami.



Mieliśmy też grupę zaciekawionych czytelników wielu wspaniałych książek (niektórzy skupiali się głównie na ilustracjach). Starsi chłopcy czytali na poważnie. Z przyjemnością słuchaliśmy ich prób recytacji oraz staraliśmy się odpowiedzieć na ich pytania dotyczące znaczenia niektórych napotkanych słów. Ostatnią podgrupę stanowili malarze, których było dwóch lub trzech. Znaleźli się oni przy stole obok naszego nadwornego malarza Rene, gdzie eksperymentowali z farbami akwarelowymi. Po upływie jakichś 45 minut przed drzwiami biblioteki ustawił się ogonek chłopców. Zdaliśmy sobie sprawę, że niektórzy chłopcy będą musieli wyjść, abyśmy mogli wpuścić innych, albowiem i tak było ich już w środku więcej niż nakazują zasady obowiązujące w bibliotece. Niełatwo było nam wyjaśnić to wszystko chłopcom czekającym na zewnątrz i w rezultacie poprosiliśmy kilku chłopców, którzy wypróbowali niemal wszystkie gry, by dali innym szanse. Pomimo ogólnego chaosu i kilku nieuniknionych łez, chłopcy zdawali się być bardzo zadowoleni przebywając w bibliotece. Przez większość czasu przestrzegali zasad, a nawet przypominali o nich innym chłopcom. Z ogromną radością przyglądaliśmy się im, kiedy próbowali czegoś nowego i wykazywali się ciekawością, która powinna charekteryzować wszystkie dzieci w ich wieku.


Otwarcie biblioteki nie było jedynym nowym wydarzeniem tego tygodnia. Jeden ze starych budynków na terenie ośrodka, który swego czasu był JEDYNYM budynkiem, musiał zostać zburzony. Grupa kilku robotników z młotkami obstukiwała budynek przez parę dni. Udało im się zburzyć całą konstrukcję używając wyłącznie prostych narzędzi ręcznych. Po raz kolejny z podziwem przyglądaliśmy się geniuszowi Rwandyjczyków, którzy potrafią znaleźć na coś sposób, nie narzekając na niekompletny sprzęt, przepisy BHP, itp. Kiedy przyglądaliśmy się zburzaniu, w pewnym momencie musieliśmy wziąć nogi za pas i uciekać przed ogromną chmurą kurzu, która powstała, kiedy budynek zawalił się.


Upadek starego budynku wyzwolił chyba do atmosfery jakieś magiczne cząsteczki, albowiem reszta tygodnia obfitowała w pozytywne zdarzenia. Po bibliotecznej inicjacji, nasza uwaga ponownie skupiła się na magazynie, gdzie wciąż czekały na nas nierozpakowane dary. Kiedy w czwartek sortowaliśmy rzeczy, miało miejsce coś niesamowitego. Do ośrodka przywieziono materace!

W ramach wyjaśnienia:
Obecnie w ośrodku mieszka 108 chłopców. Do teraz dwóch chłopców musiało dzielić jedno łóżko. Jakiś czas temu udało się zdobyć fundusze na zbudowanie dodatkowego piętra nad obecną salą sypialnianą i tę dodatkową salę zbudowano. Zakupiono też piętrowe ramy łóżek. Ostatni element układanki - materace - przez długi czas się nie zjawiały, mimo iż pieniądze na ich zakup przekazali ośrodkowi szczodrzy darczyńcy oraz sam właściciel ośrodka, Faraz. Kiedy więc zobaczyłam samochód ośrodka załadowany kolorowymi, pasiastymi materacami, nie posiadałam się z radości. Ministrowie, którzy są wybierani przez chłopców oraz ich reprezentują, musieli zdecydować, kto będzie gdzie spał. Postanowili oni, że starsi chłopcy przeniosą się na piętro, a młodsi pozostaną na parterze. Zupełnie niespodziewanie pojawiło się przed nami zadanie wyposażenia 53 nowych łóżek! Zaczęliśmy szperać w magazynie, liczyć prześcieradła i pościel oraz koce otrzymane od darczyńców, aby sprawdzić, czy mamy wystarczającą ich ilość. Na szczęście mieliśmy wystarczającą ilość pościeli, aby na każde nowe łóżko trafiło prześcieradło, poszwa oraz koc. Charles, jeden z opiekunów, oraz kilku chłopców zaścielili nowe łóżka wydanymi przez nas darami w piątek wieczorem. Kiedy przybyliśmy do ośrodka w sobotę i udaliśmy się na piętro powitał nas wspaniały widok. Piękne, kolorowe, czyste łóżka gotowe na przyjęcie chłopców.


Był z nami też bardzo szczególny świadek tej sypialnianej tęczy - Faraz. Jest on odpowiedzialny za ośrodek. Jest wnukiem założyciela firmy Sulfo, który to dziesięć lat temu założył ośrodek dla dzieci ulicy (a firmę Sulfo 50 lat temu). Faraz przybył do ośrodka z krótką wizytą z Kenii. Chciał spotkać się z kierownikiem ośrodka, personelem, chłopcami oraz z nami, aby dowiedzieć się, jak ma się ośrodek. Faraz zaprosił nas na lunch w domu jego dziadków w Kigali. Hinduskie jedzenie było przepyszne, posiłek al fresco bardzo przyjemny, a towarzystwo wyśmienite. Babcia Faraza kończy w tym roku 80 lat, ale nie śmiałabym dać jej więcej niż 60! Jest ona ciekawą osobą, a jej mąż to przemiły człowiek. Było dla nas ogromną przyjemnością oraz zaszczytem, że mieliśmy okazję ich poznać. Dziadkowie Faraza od dłuższego czasu nie odwiedzali ośrodka, ponieważ dzielą swój czas między Kigali i Nairobi. Postanowili jednak wpaść w niedzielę. Wspaniałe było to, że chłopcy mogli poznać człowieka, który jest odpowiedzialny za powstanie ośrodka. Dziadek Faraza jest żywą legendą w Kigali i niesamowicie było zobaczyć, że wciąż darzy on dzieci ulicy ogromną czułością.


Nasze rozmowy z Farazem były bardzo interesujące. Omówiliśmy nasze plany i przeróżne projekty, które chcemy zorganizować. Faraz ma mnóstwo świetnych pomysłów (włącznie z pozbyciem się królików w ciągu miesiąca!!!!!!!!!!!!!) i z przyjemnością będziemy z nim współpracowali. Faraz musiał opuścić ośrodek popołudniu, albowiem wracał do Nairobi, ale przed nami było jeszcze dużo pracy.

Ponieważ po przygotowaniu łóżek na pierwszym piętrze, zostało nam 12 nowych materacy, postanowiliśmy rozejrzeć się po sali sypialnianej na parterze, albowiem doszły nas słuchy, że niektóre z materacy, na których śpią chłopcy są bardzo stare. Rzeczywiście, niektóre z nich były w bardzo kiepskim stanie. Wybraliśmy 12 najgorszych i zamieniliśmy je na nowe. Nie było to łatwe, albowiem przy każdym oknie stała grupa chłopców z nadzieją w oczach, prosząc abyśmy wybrali ich materac do wymiany.

Na parterze znajduje się około 50 łóżek, a ponieważ mieliśmy tylko 12 nowych materacy, potrzebny był nam alternatywny plan działania. Postanowiliśmy wykorzystać poszwy na kołdry do obleczenia starych materacy (większość chłopców spała do tej pory bez prześcieradeł, bezpośrednio na nieobleczonych materacach). Wkrótce zdaliśmy sobie sprawę, że nasza czwórka (Bret, ja, Charles oraz jeden z chłopców) będzie potrzebowała wsparcia.
Zdejmowanie materacy z łóżek, wciskanie ich do poszwy na kołdrę oraz ponownie wkładanie na miejsce to niełatwe zajęcie. Poprosiliśmy kilku chętnych ministrów o pomoc i trzy godziny później wszystkie materacy były już obleczone. Upewniliśmy się też, że na każdym łóżku jest koc. Podłoga została zamieciona, a wszelkie niezidentyfikowane obiekty ukrywające się pod łóżkami wyrzucone (włącznie z bardzo starymi moskitierami, które bardzo nieciekawie pachniały). Dochodziła 17.00, więc postanowiliśmy wyruszyć w drogę do domu, albowiem nasze żołądki domagały się strawy (przetrwaliśmy cały dzień na dwóch kromkach chleba). Opuszczaliśmy ośrodek z poczuciem satysfakcji i życzyliśmy chłopcom udanej nocy w nowych oraz odnowionych łóżkach. Chłopcy byli szczęśliwi i podekscytowani nadchodzącym wieczorem.

Aha, to jeszcze nie wszystko…W piątek w ośrodku zjawił się spawacz. Od dłuższego czasu prosiliśmy, aby zatrudnić kogoś do obcięcia starych obręczy i przymocowania nowych koszy, które przybyły w darach ze Stanów. Nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom, kiedy nowe kosze zostały zamocowane w piątek. Chłopcy natychmiast zjawili się na boisku i zaczęli grać w koszykówkę.


Postanowiliśmy też dać chłopcom kilka zabawek przeznaczonych do użytku na świeżym powietrzu, które otrzymaliśmy niedawno z Wielkiej Brytanii - rolki oraz dwa solidne metalowe skutery (hulajnoga i rowerek). Chłopcy zupełnie oszaleli na punkcie zabawek. Nie było mowy o tym, abyśmy mogli odstawić je do magazynu przed powrotem do domu, więc postanowiliśmy, że zostawimy je na zewnątrz pod nadzorem członka personelu. Kiedy przybyliśmy do ośrodka w sobotę i w niedzielę, chłopcy nadal bawili się tym sprzętem oraz grali w kosza. Charles postanowił na stałe przenieść te zabawki do innego pomieszczenia, gdzie chłopcy mają do nich dostęp codziennie. Naprawdę wspaniale było patrzeć na chłopców mile spędzających czas na zabawie, dzielących się zabawkami oraz czekających na swoją kolej. Oto krótki filmik ilustrujący szczęśliwe i beztroskie chwile. Wideo "Zwariowane Kółka" do muzyki z nowego albumu naszego kolegi Erica Biondo, Siren Silence.

No comments:

Post a Comment