25.6.12

Poza Fasadą

Codziennie dojeżdżamy z naszego domu w centrum miasta do ośrodka Les Enfants de Dieu, który znajduje się niedaleko lotniska w Kigali. Ponieważ jest to trasa, którą przemieszczają się wszyscy turyści lądujący na lotnisku, jest ona nienagannie utrzymana, a pobocza jezdni pełne są starannie rozplanowanych roślin. Dosłownie kilka metrów od lepianek, w których mieszkają tutejsze rodziny, znaleźć można piękne ogrody, z których ludność ma zakaz korzystania. Widziałam grupy kobiet, które co tydzień myją ręcznie korzenie palm rosnących na środku jezdni. W tym tygodniu podczas naszej typowej podróży zaobserwowaliśmy, że krawężniki wzdłuż całej trasy zostały świeżo pomalowane, na przemian w czarno-białe paski. Ten widok ciągnął się przez wiele kilometrów. Na koniec naszej podróży, nieopodal naszego przystanku, zobaczyliśmy grupę kobiet i mężczyzn, którzy kucali przy drodze, a obok nich stały kubły farby oraz pędzle. Połowa grupy malowała białe pasy, a połowa czarne. Wokół nich nie było żadnych barierek czy pachołków, które zapewniałyby im bezpieczne miejsce do pracy. Nasz autobus, jak też cała reszta pojazdów, przemknął z zawrotną prędkością w odległości kilku centymetrów od malujących. Nasza podróż zajmuje nam około godzinę. Krawężniki były pomalowane na całej tej odległości. Niezależnie od tego, czy jesteśmy w Afryce, czy gdzieś indziej na świecie, waga, jaką ludzkość przywiązuje do zachowywania pozorów ponad wszystko, sprawia, że my osobiście czujemy się zażenowani przynależnością to rasy ludzkiej. Otoczony świeżymi biało-czarnymi pasami krawężnika był też ten sam otwór kanału ściekowego, przez który widzieliśmy chłopca przeciskającego się na zewnątrz, aby zdobyć nieco z jedzenia, które rozdawaliśmy dzieciom na ulicy jakiś czas temu. Nie ma chyba nic bardziej ironicznego niż świeża warstwa farby nałożona na "dom" ignorowanych dzieci ulicy.

W niedzielne popołudnie Bret i Willy powrócili do tego "wejścia do innego świata" zakamuflowanego pasami zebry. Ku ich zaskoczeniu, ta sama grupa dzieci wciąż mieszkała w tym miejscu. Istnieją dwa typy dzieci, które mieszkają na ulicach Kigali. Pierwszy typ to niegroźne dzieci mieszkające w kanałach pod ziemią, w których śpią one podczas dnia, aby nie złapała ich policja. Te dzieci żebrają na ulicach, aby uzbierać na jedzenie, klej oraz marihuanę. Drugi typ stanowią dzieci żyjące na powierzchni ziemi, które funkcjonują na zasadzie mniej lub bardziej zorganizowanych gangów. Te dzieci są często zamieszane w kradzieże i napaści, a niektóre z nich są bardzo niebezpieczne. Po krótkiej rozmowie Willy ustalił, że grupa, którą napotkaliśmy zalicza się do pierwszego typu, a w pobliżu nie było bardziej niebezpiecznych osobników, którzy mogliby oznaczać kłopoty. Bret i Willy zeszli na dół.

Bretowi trudno było nadążyć za małymi dziećmi, które błyskawicznie posuwały się naprzód i znikały w ciemnościach. Zarówno Bret, jak i Willy mają ponad 180 cm wzrostu, więc musieli na kucaka posuwać się wzdłuż kanału o średnicy około 90 cm, który spowijały ciemności. Bret i Willy starali się ostrożnie omijać ludzkie odchody, które znajdowały się pod ich stopami, a udawało im się to tylko dzięki światłu z telefonów komórkowych. Nareszcie dotarli do kryjówki. Była to otwarta przestrzeń, około dwóch metrów sześciennych. Nad nią znajdował się kolejny tunel używany do spania. Zapach w "pomieszczeniu" był tak okropny, że zarówno Bret, jak i Willy niemal zwymiotowali. Kiedy weszli już do "domu" dzieci, potraktowały ich one niczym honorowych gości. Pokazywały im schowane butelki z klejem oraz wspaniale utkaną piłkę, którą dopiero skończyły robić ze sznurka oraz znalezionych śmieci. Dałam Bretowi bochenek chleba pocięty na kromki, więc Bret rozdał jedzenie dzieciom. Tym razem nikt nie rzucał się na jedzenie i każde z sześciorga dzieci-gospodarzy grzecznie wzięło kromkę i podziękowało. Dzieci pamiętały Breta z naszego ostatniego spotkania, kiedy to starsi chłopcy wybiegli z krzaków i ukradli rozdawane przez nas jedzenie.

Willy zaczął zadawać dzieciom pytania w ich języku, a Bret włączył aparat i zaczął nagrywać. Udało im się nagrać niesamowite kawałki, które wykorzystają w swoim filmie mającym na celu uświadomienie społeczeństwa o sytuacji dzieci ulicy. Kilka osób zauważyło, kiedy Bret i Willy schodzili do ścieku i po pewnym czasie wokół tego miejsca zgromadziła się spora grupa ludzi. W cemencie nad kryjówką były pęknięcia, przez które Bret widział podeszwy butów gapiów. Dla przechodniów było to coś nowego, wydawało im się bardzo zabawne, że biały facet (muzungu) zszedł do ścieków. Ich złośliwe uwagi oraz śmiech zalewały kanał niczym potężna fala wody ściekowej po burzy, rujnując nagranie i zagłuszając ciche głosy nieśmiałych dzieci. Obecność Breta niestety powodowała, że dzieci stały się wyeksponowane i zagrożone. Bret i Willy postanowili się wycofać, zanim pojawiła się policja. Dzieci zapewniły ich, że nic im nie grozi, ponieważ policja nigdy nie schodzi do śmierdzących kanałów, tylko po to, aby zaaresztować dzieci z ulicy. Bret nie był przekonany.
Bret i Willy wyłonili się z kanału i stanęli na chodniku zalanym słońcem, gdzie czekał na nich tłum drwiących i chichotających gapiów. Bret rzucił w ich kierunku lodowate spojrzenie i przepchnął się przez tłum. Razem z Willym odeszli od tłumu nie oglądając się za siebie. Po drodze minęli policjanta z karabinem maszynowym przerzuconym przez ramię, który kierował się w stronę tłumu. Kiedy tylko Bret i Willy byli poza zasięgiem jego wzroku, przybili piątkę i krzyknęli z radości. Udało im się osiągnąć coś, czego nie zrobił jeszcze nikt inny.
Mamy nadzieję, że czytając ten wpis dowiecie się czegoś i zrozumiecie, jak wygląda życie dzieci na ulicach, zarówno w Kigali, ale też w innych miejscach na świecie. Kontekst tej sytuacji powinien też pozwolić Wam zrozumieć, jak ważne są pewne rzeczy w życiu dzieci, którym udało się uciec od życia na ulicach i trafić do ośrodków takich jak Les Enfants de Dieu, gdzie mogą powoli leczyć swoje emocjonalne rany. Z myślą o tym procesie uzdrawiania, postanowiliśmy pozwolić dzieciom w ośrodku zaszaleć, bawiąc się instrumentami muzycznymi w jednej z klas w ośrodku. W poniższym filmiku zobaczycie, jak udała się nam ta terapia muzyczna. Zauważycie też, że nasza księgowa przywozi ze sobą do ośrodka swoich synów-bliźniaków, którzy mają teraz wakacje. Są to kochający zabawę, uczęszczający do dobrej prywatnej szkoły hinduscy chłopcy, którzy wspaniale dogadują się z dziećmi w ośrodku. Pokazuje to nam wszystkim, jak ważne jest zaglądanie poza fasadę. Dzieci ulicy to po prostu dzieci. Dziękujemy Beyondo za bezwarunkowe pozwolenie na używanie jego muzyki w naszych różnych przedsięwzięciach.

No comments:

Post a Comment