18.6.12

Przykra Rzeczywistość

Od czasu, kiedy chłopcy założyli studio nagrań "Bret Record Studio" w ośrodku, wszyscy zupełnie oszaleli na punkcie nagrywania piosenek. Na Breta codziennie czekają nowopowstałe grupy, które przygotowały utwór, który chcą nagrać. Do tej pory mieliśmy następujących klientów: Time Boyz, Empire State, Angel Boys, Talent Boys, T.Y.J., Drago & Young Shooter, Lucky, Gisiment Boys, Jean Paul, Hope Choir oraz True Boys (poniżej).

Piosenki są nagrywane w pobliskiej szopie przeznaczonej dla krów. Chłopcy wspinają się na krokwie, aby lepiej widzieć oraz cierpliwie czekają na swoją kolej z zeszytami w dłoni. Chłopcy nauczyli się zachować zupełną ciszę pomimo okropnej nudy, z którą się zmagają, kiedy grupa nagrywająca w danym momencie piosenkę musi wielokrotnie podchodzić do nagrania.

Pewnie wielu z Was zastanawia się, jak można nagrywać piosenki w szopie w Afryce i montować je w USA! Cóż, chłopcy wybierają prędkość metronomu na naszym iPhonie. Śpiewają do tego podstawowego rytmu, który słyszą przez słuchawki, a Bret nagrywa ich za pomocą przenośnego urządzenia rejestrującego głos aka dyktafonu. Następnie Bret wysyła nagranie głosów mailem wraz z obranym tempem do producentów, aby znali oni rytm, na którym powinni budować piosenkę. Ot tyle.

Wiele wokali zostało już wysłanych do znajomych producentów muzycznych w Stanach (a niedługo Bret wyśle ostatnich kilka). Ku niezadowoleniu chłopców, Bret tymczasowo zawiesił nagrywanie nowych utworów. Stało się tak, ponieważ nagranych zostało już wiele piosenek, a producenci potrzebują teraz czasu, aby je doszlifować i dopracować. Kiedy otrzymamy wszystkie ukończone utwory, w ośrodku odbędzie się konkurs dla wszystkich zespołów. Wygrany zespół będzie miał możliwość nagrania teledysku/wideo do swojego utworu! Niemniej jednak wszystkie grupy pojawią się w teledysku. Bret otrzymał już kilka ukończonych utworów. Poniżej wklejamy niesamowity utwór zespołu Drago and Young Shooter, wyprodukowany przez Raphaela Xaviera, a który powinien zachęcić do wysłuchania pozostałych utworów w przyszłości.

Większość piosenek brzmi niczym niewinna dziecięca zabawa i rzeczywiście ich nagrywanie jest dla chłopców nie lada frajdą, jednak kiedy przetłumaczymy słowa napisanych przez chłopców piosenek i zrozumiemy, o czym mówią, wówczas zaczynamy widzieć o wiele trudniejszą część ich życia. Chłopcy w naszym ośrodku mają szczęście, ponieważ ulice są już poza nimi i dostali nową szansę oraz otrzymują edukację. To, z czym musieli sobie radzić na ulicach jest trudne do zrozumienia, a nawet do zaakceptowania, dla człowieka z Zachodu.

Oto jeden z wielu przykładów okropnych rzeczy, których do tej pory doświadczyliśmy. W ostatni wieczór pobytu Paula w Kigali postanowiliśmy wybrać się na pożegnalną kolację do dobrej restauracji. Po drodze do celu zatrzymała nas grupa małych dzieci, które żyją na ulicy. Chciały, abyśmy dali im pieniądze. Odmówiliśmy, ale obiecaliśmy, że w drodze powrotnej przyniesiemy im coś do zjedzenia. Jeden z chłopców, w wieku około 10 lat, był już na niezłym haju od wąchania kleju. Dzieci kupują plastikowe butelki wypełnione żądaną ilością kleju na lokalnych rynkach. Tak, handel klejem skierowany do klientów-dzieci istnieje w Rwandzie, a klej jest sprzedawany na litry. Chłopiec, o którym tutaj mowa, miał na sobie za dużą kurtkę, a butelka z klejem była schowana w jednym z przydługich rękawów. Jest to częsty widok na ulicach. Dla przeciętnego przechodnia wygląda to tak, jakby dziecko pogryzało swój rękaw. W rzeczywistości wdycha ono opary kleju.
Dosłownie kilka kroków od miejsca tego przejmującego spotkania z dziećmi znaleźliśmy się w pięknej restauracji ze wspaniałym widokiem na panoramę Kigali. Amerykańscy turyści przy stoliku obok robili zdjęcia bukietu kwiatów postawionego na ich stoliku. Po kolacji kupiliśmy mleko, chleb, herbatniki i wróciliśmy do dzieci. Kiedy je znaleźliśmy, wszystkie były na ogromnym haju, a ich zachowanie było dość przerażające. Oczy jednej z dziewczyn dosłownie szaleńczo wibrowały. Kolejna dziewczyna, która na pierwszy rzut oka wydawała się być bardzo nieśmiała, ponieważ jej głowa była spuszczona w dół, w rzeczywistości miała dużą plastikową butelkę kleju schowaną z przodu pod koszulką. Każdy jej oddech wypełniały opary kleju. Dzieci w tej grupie były w wieku od 6 do 12 lat. Kiedy zaczęliśmy rozdawać kupiony prowiant, z krzaków wybiegło kilku starszych chłopaków. Wyrwali mleko i herbatniki z rąk młodszych dzieci i uciekli. Najmłodsze z dzieci zaczęły płakać, więc Paul chwycił chleb od jednej ze starszych dziewczyn i łamiąc go na kawałki rozdawał wszystkim obecnym.
W tej samej chwili coś poruszyło się w pobliskim kanale ściekowym. Początkowo myśleliśmy, że to szczury, ale po chwili zobaczyliśmy wyłaniającego się z otworu chłopca. Zobaczył on, że rozdajemy jedzenie i postanowił wyjść na zewnątrz przez niewielki otwór w chodniku. Paul również go zauważył i wszyscy byliśmy ogromnie zszokowani tym widokiem, do tego stopnia, że chyba nigdy nie uda się nam tej chwili zapomnieć. Willy, Paul oraz my zaczęliśmy gromadzić zdjęcia oraz nagrania rozmów, aby nakręcić film w języku Kinyarwanda (język narodowy Rwandy), który opowiada o dzieciach ulicy, a którego celem jest poinformowanie mieszkańców Rwandy o powodach, dla których dzieci trafiają na ulice oraz z nadzieją, że pomoże on przerwać to błędne koło. Przykra rzeczywistość, z którą się tu spotykamy ma na nas niewątpliwie nieodwracalny wpływ. Paul Eggleston Brown zrobił wiele wspaniałych zdjęć cyfrowych, które pokazują charakter i atmosferę ulic, które ciężko nam opisać słowami. Jego zdjęcia zrobione na prawdziwym filmie są zbyt wyjątkowe, aby je tutaj pokazywać, więc ujrzą one światło dzienne dopiero w naszym filmie. Poniżej pokazujemy jego zdjęcia cyfrowe, które ilustrują to, o czym mowa w naszym wpisie.

Wolontariat stał się kolejnym trendem, a jego organizowanie i oferty, przemysłem, który za klientów obrał sobie młodych ludzi, którzy decydują się na roczną przerwę przed pójściem na studia, oraz którzy szukają rocznych wakacji, które ich sumienie będzie mogło im wybaczyć. Czujemy obowiązek podzielenia się naszymi przemyśleniami z młodymi ludźmi z Zachodu, którzy planują swoistą podróż z przygodami w krajach Trzeciego Świata. Nie wydaje się nam, że tak młodzi ludzie są w stanie, ani też, że powinni oni radzić sobie z realiami tego świata. Aby móc sobie dać z tym radę od człowieka wymagane jest pewne doświadczenie życiowe, aby mógł on pojąć otaczający go inny świat oraz uszanować kulturę i ludzi, których kraj odwiedza.

Byliśmy świadkami, kiedy nastoletni wolontariusze rozdają plastikowe pierdołki w odległych wioskach, a w chwilę potem pozują do zdjęć i sztucznych uścisków. Wywołuje to u nas mdłości, ponieważ te osoby szukają natychmiastowej gratyfikacji ze swojej podróży, udanego zdjęcia, które będą mogli wrzucić na Facebooka. Nie myślą oni w ogóle o długoterminowym wpływie swoich poczynań, a rzeczywistość, która ich otacza nie wywołuje w nich żadnego zainteresowania czy refleksji. Byliśmy też świadkami, kiedy młody wolontariusz dwukrotnie obraził mieszkańca Rwandy w obliczu jego całej lokalnej społeczności, nazywając go kłamcą oraz mówiąc do niego niczym do trzyletniego dziecka, tylko i wyłącznie dlatego, że ten nastoletni wolontariusz emocjonalnie zareagował na domniemaną niesprawiedliwość. Widzieliśmy też, jak ten sam wolontariusz notorycznie kłamał, aby osiągnąć swoje własne cele, myśląc, że udało mu się wszystkich przechytrzyć, gdy tymczasem nerwowe uśmiechy ze strony rozmówców były wynikiem uprzejmości i zażenowania, nie zaś dowodem na skuteczność kłamstwa.
Niewątpliwie w tym kraju istnieją problemy z odpowiedzialnością i przejrzystością czynów, ale ogólnie rzecz ujmując ludzie są bardzo uprzejmi, a niektóre aspekty ich kultury muszą być uszanowane, ponieważ brak szacunku może kogoś skrzywdzić i spowodować uszczerbek honoru, co w rezultacie spowoduje więcej złego niż dobrego. Oczywiście nasze poczynania i wysiłki są dalekie od ideału, ale wiemy, że jeśli przyjechalibyśmy tu jako nastolatki, wówczas błędów byłoby znacznie więcej. Naszym zdaniem wolontariat za granicą, zwłaszcza w pojedynkę, nie powinien być sposobem spędzania czasu przed podjęciem decyzji o studiach, itp. Decyzję o wolontariacie należy podejmować, kiedy wie się już, kim się tak naprawdę jest.

Pozostawiając naszą przydługą tyradę w tyle, skupmy się na czymś pozytywnym. Wielu z Was zastanawia się pewnie nad naszym niedawnym wypadem nad jezioro na północy kraju. Podczas naszej podróży odwiedziliśmy inny ośrodek stworzony z myślą o dzieciach żyjących na ulicach w mieście Gisenyi. Jest on dużo mniejszy od naszego ośrodka, ale wydaje się dobrze funkcjonować, dzieci są zadowolone, a pieczę nad nimi sprawuje uroczy starszy mężczyzna.

Mieszkające tu dzieci mają dużo mniej, niż dzieci w naszym ośrodku. Bawią się, jedzą i śpią w tym samym pomieszczeniu. Ośrodkowi grozi utrata funduszy, ale mamy szczerą nadzieję, że do tego nie dojdzie. Postaramy się opowiedzieć coś więcej po naszej następnej wizycie. Dzieci bardzo radośnie nas przywitały i spędziliśmy z nimi cudowny dzień. Bret uczył ich tańca i było przy tym śmiechu co niemiara. Gdziekolwiek na świecie Bret nie trafia, wszędzie język tańca i hiphopu staje się zrozumiały. Nie chodzi tu o jakieś głębokie porozumienie, ale fakt, że ludzie z rożnych środowisk i kultur potrafią razem miło spędzić czas przez taniec. W ośrodku spotkaliśmy nastolatka z Konga, który był dzieckiem-żołnierzem. Udało mu się uciec z Konga i spędził on sporo czasu na uliach, zanim trafił do ośrodka (na zdjęciu poniżej). Wspólna lekcja break-dancingu stała się najlepszym dialogiem pomiędzy nami a chłopcami. Cokolwiek robimy w życiu, jeśli do czegoś podchodzimy z pasją i chcemy się dzielić tym czymś z innymi, wówczas to coś może pokonać wszelkie bariery kulturowe i językowe. Jeżeli ktoś zastanawia się nad wolontariatem zagranicą, na pewno warto to zrobić, ale warto też najpierw zastanowić się, co jest się w stanie zaoferować, aby pomóc w procesie uzdrawiania, które jest tutaj wielu ludziom i miejscom tak rozpaczliwie potrzebne.

No comments:

Post a Comment