31.7.12

Chwila Przerwy Przed Końcowym Sprintem


To Mama Jalic. Mieszka w domu zbudowanym z ziemi i patyków w slumsie, w centrum największego miasta Rwandy. Mama Jalic ma pięcioro dzieci, a jej mąż nie żyje. Podejmuje się ona dorywczych prac, takich jak praca na budowie i sprzątanie domów, ale rzadko kiedy ma wystarczającą ilość pieniędzy, aby nakarmić swoją rodzinę. Czasami dostaje worki ryżu, fasoli albo kawungi (zmielone na mąkę ziarna kukurydzy) od sąsiadów, którzy znają jej sytuację.


To Jalic. Powyżej opisana bieda zmusiła go do żebrania na ulicach już jako małe dziecko. Podobnie do wielu innych dzieci ulicy, jego dzieciństwo wypełniały głód, przestępstwa, więzienie, maltretowanie, itp. Na szczęście znalazł on drogę do ośrodka Les Enfants de Dieu. Jalic uczęszcza obecnie do szkoły i zmienia swoje życie na lepsze. Jest on jednym z naszych ulubionych chłopców, ponieważ jest on niesamowicie inteligentny, nie daje sobie pluć w przysłowiową kaszę, a także jest przezabawnym łobuzem. Spędzanie z nim czasu jest niczym spędzanie czasu z kimś w naszym wieku. Ulica pozbawia dzieci dzieciństwa, a także niezmiernie i przedwcześnie je postarza.

Bret nagrał wywiad z Jaliciem i jego mamą przy pomocy Willy'ego. Wywiady te zostaną wykorzystane w filmie dokumentalnym na temat sytuacji dzieci ulicy w Rwandzie, nad którym obecnie pracuje Bret. Historia Jalica jest jedną z tysiąca jej podobnych. Wiele osób myśli, że Les Enfants de Dieu jest sierocińcem, ale tak nie jest. Większość chłopców ma rodziny, ale te rodziny zazwyczaj nie są w stanie ich wychowywać ze względu na swoje ubóstwo, a także liczne potomstwo. Celem filmu będzie edukacja biednych warstw społeczeństwa Rwandy, przedstawienie im sytuacji dzieci ulicy i zachęcenie do rozważenia liczby potomstwa, na które się decydują, a także przedstawienie problemu dzieci ulicy w Afryce na Zachodzie. Kiedy film będzie już gotowy, Willy ma zamiar podróżować po Rwandzie i pokazywać film wiejskim społecznościom na swoim laptopie.

Oboje z Bretem uważamy, że przeludnienie jest największym indywidualnym problemem, z którym ludzkość musi się dziś zmierzyć. Niemal każdy inny problem, z którym się współcześnie borykamy jest jedynie jego objawem. Nasz przyjaciel Dr. Barry J. Gibb (który sam też wybiera się na wyprawę do Afryki dla fundacji The Wellcome Trust) nakręcił niedawno wywiad z Davidem Attenborough (Bret zieleniał z zazdrości o swojego idola), w którym to wywiadzie ten niesamowity człowiek błyskotliwie podsumowuje obecną sytuację (jak tylko on potrafi!). Wywiad można obejrzeć poniżej (po angielsku oczywiście). Zapewniamy Was, że nasze doświadczenia w Rwandzie z ostatnich czterech miesięcy odzwierciedlają główne argumenty Attenborough'a.



Przepaść ekonomiczna pomiędzy przeciętnym mieszkańcem Zachodu a przeciętnym mieszkańcem Trzeciego Świata jest ogromna. Wszyscy o tym wiemy, ale NAPRAWDĘ możemy to pojąć dopiero wtedy, kiedy zobaczymy to na własne oczy, poczujemy i posmakujemy, kiedy stanie się to częścią naszego codziennego życia. Najbardziej przykrą częścią tego doświadczenia jest fakt, że ludzie po obu stronach tej ekonomicznej przepaści są w gruncie rzeczy tacy sami. Co jest jeszcze bardziej przygnębiające, to fakt, że sytuacja ulegnie znacznemu pogorszeniu i to na skalę tak ogromną, że ludzkość jeszcze czegoś takiego nie doświadczyła. Populacja Ziemi wymknęła się spod kontroli, zasoby się kończą, a Matka Natura ma się gorzej niż zaskakująco znikoma pokrywa lodowa w Arktyce. Po co więc próbować? Po co zabierać do sklepu swoją własną torbę na zakupy, kiedy miliony innych mieszkańców globu przynoszą do domu kilka plastikowych reklamówek dziennie i wyrzucają je prosto do śmieci? Po co dawać dzieciom ulicy nadzieję, kiedy żyjąca obok zamożna osoba gromadzi w ciągu tygodnia więcej rzeczy i zasobów niż to dziecko zobaczy podczas swojego całego życia? Szczerze mówiąc, razem z Bretem borykamy się z tego typu pytaniami.


Na szczęście odpowiedź jest prosta - życie. To co jest naprawdę ważne, to jak czujemy się w środku i jak czują się inni wokół nas. Jak pisaliśmy w zeszłym tygodniu, Willy i Didier właśnie wrócili z Londynu. Była to dla nich niesamowita przygoda. Po tym, jak Willy opowiedział nam o wszystkich wspaniałych rzeczach, które widział, których posmakował i doświadczył, stwierdził: "…ale nie chciałbym tam mieszkać. Nikt się z nikim nie wita, ani nie rozmawia".

Od kilku tygodni Bret trenuje taniec z dwoma młodymi chłopakami w pobliskiej dzielnicy Kimisagara. Ich historia jest bardzo ciekawa, ale napiszemy coś więcej na ich temat w przyszłości, kiedy Bret skończy robić krótki film o nich. Kimisagara to slums położony niedaleko naszego domu i fabryki. Jeśli ktoś ukradnie ci rower w Kigali, najprawdopodobniej znajdziesz go właśnie tam. Kiedy Bret po raz pierwszy przyjechał do Afryki z Pervezem, nigdy by mu się nie śniło, aby wybrać się do tej dzielnicy samemu. Jego nastawienie było całkowicie "zachodnie" i pełne strachu. Teraz Bret maszeruje bez pardonu wijącymi się wśród chat zbudowanych z ziemi i patyków ścieżkami. Dzieci, często zupełnie na golasa, wybiegają jak szalone z odległych zakamarków, aby się przywitać i krzyczą "Muzungu! Muzungu!". Staruszki machają na powitanie wieszając pranie. Mężczyźni grają w bilard na stołach ustawionych w pomieszczeniach przypominających jaskinie, wyżłobionych w zboczach wzgórz. Każdy kąt i zakamarek tętni życiem. Domostwa sąsiadów zazębiają się. Bieżąca woda jest luksusem. Niektóre z wydeptanych przez bose stopy ścieżek dosłownie kończą się w czyimś pokoju. Któregoś dnia Bret pogubił się wracając do domu na skróty i znalazł się na czyimś prywatnym podwórku pod skarpą. Mieszkańcy domu nie chcieli go wypuścić, nie dlatego, że chcieli zadzwonić na policję, ale dlatego, że chcieli zaprosić go do środka niczym gościa. Niestety wyjmowanie aparatu w tym bardzo intymnym otoczeniu w sposób zrozumiały wpływa na przyjazną atmosferę. Czulibyśmy się jak intruzi paradując z nim w ręku, dlatego też nie mamy wielu zdjęć z tej okolicy. Dzieciaki to jednak inna para kaloszy - uwielbiają wręcz pozować do zdjęć, zwłaszcza, kiedy zgubiły swoje przednie mleczaki, więc nigdy im nie odmawiamy, jeśli proszą nas o zdjęcie.


Przed nami ostatnie trzy tygodnie naszej przygody. Wiele z rozpoczętych projektów zbliża się ku końcowi, więc do momentu, kiedy wejdziemy do samolotu i pożegnamy sę z tym nieprzeciętnym miejscem, które na zawsze będzie już częścią nas, będziemy mieli mnóstwo pracy. 42 metalowe skrzynki, które udało się nam zamówić dzięki szczodrości i wsparciu wielu znajomych, zostały już zbudowane. Jutro odbieramy nasze zamówienie i zawozimy je do ośrodka. Napiszemy więcej o tych cennych skrzynkach w kolejnym wpisie.


Kolejnym ważnym projektem i wielkim sukcesem jest biblioteka. Pracę nad nią rozpoczęły poprzednie wolontariuszki - Elena i Ally. Miejsce to stało się przystanią dla kreatywności chłopców. Kiedy przyjechaliśmy do Rwandy, chłopiec o imieniu Moses (poniżej) prawie w ogóle z nami nie rozmawiał. W zeszłym tygodniu czytał na głos z Dorotą bezustannie przez trzy godziny! Nawiązaliśmy już kontakt z kolejnym wolontariuszem, aby upewnić się, że ten projekt nadal będzie funkcjonował, a drzwi biblioteki pozostaną zawsze otwarte po naszym wyjeździe.


Bret nie narzucał chłopcom breakdancingu, ponieważ on sam wie, że jest to coś bardzo osobiestego, że nie jest to dla każdego. Wyłoniła się jednak grupa chłopców, którzy naturalnie wyczuli ten taniec, tak jak to powinno się odbywać. Sibomana stał się przyjacielem i najbardziej utalentowanym uczniem Breta. Bret ogromnie będzie tęsknił za wspólnymi treningami oraz lekcjami angielskiego i kinyarwanda rozpisanymi kredą na boisku. Cierpliwe i spokojne podejście Sibomana'y oraz jego chęć nauczenia się tego tańca są niesamowite. Bret osiągnął takie zrozumienie tańca dopiero około trzydziestki.



Na szczęście poznaliśmy dwóch młodych mężczyzn z Rwandy, którzy pochodzą z miejscowości Gisenyi, a o których już wspominaliśmy. Abdoul i Amani (poniżej w tej kolejności) przejmą nauczanie tańca i innych zajęć sportowych w ośrodku, kiedy my wyjedziemy. Od jakiegoś czasu przyjeżdżają z nami do ośrodka raz w tygodniu, a chłopcy bardzo ich już polubili. Abdoul i Amani są profesjonalnymi akrobatami, żonglerami i tancerzami, którzy desperacko próbują nauczyć się podstaw breakdancingu od Breta. Prawda jest jednak taka, że są oni niesamowicie utalentowani i na pewno rozpracują wszystko samodzielnie. Bret niedługo pokaże film, który zaprezentuje Wam ich umiejętności.



W ośrodku pracuje księgowa, Sangeetha, o której pisaliśmy już wcześniej. Tak się składa, że Sangeetha jest też naszą bardzo gościnną sąsiadką. Wielokrotnie zaprosiła nas na wyśmienite południowo-indyjskie posiłki, którymi zajadamy się w towarzystwie jej rodziny, oraz za które pozostaniemy jej dozgonnie wdzięczni! Sangeetha z pasją podchodzi do ośrodka i regularnie przywozi tutaj ze sobą swoich synów, którzy bawią się z mieszkańcami EDD, kiedy ich mama podlicza przysłowiowe słupki. Z przyjemnością przyglądamy się, jak dzieci z tak różnych światów, tak świetnie się ze sobą dogadują.


Chłopcy mają teraz wakacje, a niektórzy z nich mają w Kigali rodziny. Razem z Bretem planujemy zabrać kilku z nich na wizytę u bliskich. W ten weekend odwiedziliśmy rodzinę Didier. Ze względu na wyjazd do Londynu, który był oczywiście niezmiernie ekscytujący, Didier czuje się nieco zagubiony. Planowaliśmy też zabrać innego chłopca na wizytę u ojca, ale niestety przyłapano go, kiedy bez pozwolenia opuszczał ośrodek. Zazwyczaj takie zachowanie oznacza poważną karę, a jeśli się powtarza, nawet wydalenie z ośrodka. Na szczęście na horyzoncie pojawiła się ciocia chłopca, która zaoferowała, że zajmie się nim począwszy od końca sierpnia. Mamy nadzieję, że takie rozwiązanie okaże się terapeutyczne. Mimo iż ten chłopiec doświadczył poważnej traumy, jest on niesamowicie utalentowanym artystą. Przy odrobinie pomocy i wsparcia ma szansę na profesjonalną karierę wykorzystując swój talent. Bret będzie bardzo tęsknił za ich wspólnymi sesjami rysowania, ponieważ wiele się od tego chłopca nauczył.


Kolejny ważny projekt, który pojawił się bardzo spontanicznie to album Kigali Street Kidz. Album zawierał będzie 13 utworów muzycznych zaśpiewanych przez chłopców, a które zostały zmontowane i udźwiękowione przez znajomych Breta na całym świecie, którzy to bezinteresownie poświęcili swój czas. Bret napisze o tym projekcie osobno i opowie Wam coś więcej o producentach muzycznych, muzykach, przygotowaniu 130 okładek na CD, a także o konkursie na najlepszą piosenkę z udziałem wszystkich grup, który odbędzie się w ośrodku. Zwycięzca konkursu w nagrodę otrzyma możliwość nakręcenia teledysku przy pomocy Breta, a wszystkie grupy pojawią się w nagraniu. Pomysł konkursu bardzo zmobilizował chłopców, którzy codziennie gromadzą się wokół Breta, aby usłyszeć kolejną gotową piosenkę. Niemal każdy chłopiec w ośrodku ma przezwisko i Bret jest bardzo dumny ze swojego, nadanego mu przez chłopców - Bret Reecord (włącznie z melodyjką).


Specjalne podziękowania należą się koledze z Francji - Neitsabès Terub (aka A76), który zaprojektował poniższą okładkę do albumu. Naprawdę wspaniale udało mu się połączyć esencję ducha hip-hopu z afrykańskiej perspektywy. Osoby, które są zaznajomione z oryginalnymi projektami ulotek hip-hopowych prize artystów takich jak Phase II na pewno docenią ten wysiłek. Nie rozpisując się, hip-hop jest przykładem życia i twórczości w nieciekawym otoczeniu, gdzie swoista pomysłowość, dzielenie się, przyjaźń sprawiają, że warto żyć nawet wtedy, kiedy wszystko dookoła się wali.

No comments:

Post a Comment