8.7.12

W Głowie Siła

We wcześniejszych wpisach wyjaśnialiśmy, że Rwanda dosłownie funkcjonuje w oparciu o siłę mięśni swoich mieszkańców. Jednym z przykładów było ścinanie drzew w naszym ogrodzie i cięcie ich od razu na prościutkie deski przy użyciu zwykłej piły łańcuchowej. W tym tygodniu za naszymi oknami pojawili się kolejni robotnicy ze sprzętem w postaci pił ręcznych, gwoździ oraz młotków. Zabrali się oni do przerabiania desek na palety. Gdybyśmy nie byli naocznymi świadkami wielotygodniowej fizycznej pracy, pewnie założylibyśmy, że palety, funkcjonalne, ale pozbawione charakteru, wyprodukowano masowo w jakiejś fabryce.


To kwintesencja rzeczywistości w Rwandzie. Przemysł jest tu raczej nieobecny, a ten położony w sercu Afryki kraj jest pozbawiony dostępu do morza. Niezbędne produkty i wytwory przemysłowe są importowane, a ich ceny bardzo wysokie. W wyniku takiej sytuacji wszystko jest używane ponownie, przechodzi swoisty recykling, a często znajduje nowe zastosowanie dzięki pomysłowości i zaradności mieszkańców. Bret jest bardzo zażenowany faktem, że w przeszłości pozbywał się starych butów sportowych, ponieważ wydawało mu się, że są zniszczone. Podczas naszego pobytu tutaj dowiedział się i zobaczył, że nie ma pary butów, nawet bardzo zniszczonej, której nie można byłoby zszyć, skleić, podzelować i wyszorować tak, aby wyglądała na prawie nową.

Na Zachodzie wiele przeciętnych matek wychodząc z małym dzieckiem z domu zabiera ze sobą torbę z pieluchami, mlekiem, wodą, słoiczkami jedzenia, a także wózek, fotelik samochodowy oraz oczywiście samochód, aby dostać się w pożądane miejsce. Tutaj, oczywiście mówimy o przeciętnych matkach, nie zaś tych bogatych, wszystko jest okupione ogromnym wysiłkiem fizycznym. Matka niemowlaka przywiązuje go do swoich pleców za pomocą kawałka materiału i maszeruje przez wiele kilometrów, aby przynieść do domu wodę lub drewno do gotowania, które nosi na głowie. Kobiety ciężko też tutaj fizycznie pracują. Wielokrotnie widzieliśmy w Kigali kobiety szuflujące cement na placu budowy z niemowlakami przywiązanymi do pleców.




Codziennie przez teren ośrodka maszerują kobiety z wiosek w okolicach Ndera. Niosą one na głowach pojemniki z wodą lub drewno. W zeszłym tygodniu obok boiska, na którym Bret i ja graliśmy w koszykówkę z kilkoma chłopcami, przechodziły trzy młode kobiety. Jedna z nich miała przywiązane do pleców maleństwo, a wszystkie trzy miały na głowach wielkie worki wypełnione gałęziami i drewnem na opał. Przywitaliśmy się z nimi, kiedy zatrzymały się i przyglądały się nam. Wydawały się być nieśmiałe, ale jednocześnie zaintrygowane naszą grą. Zaprosiliśmy je do gry, ale uśmiechnęły się tylko i zaczęły odchodzić. Bret podbiegł do nich z piłką i za pomocą gestów zaprotestował. Wiedzieliśmy, że chcą spróbować zagrać, więc Bret zdjął wielkie worki z ich głów i położył na ziemi. Kobiety zaczęły się śmiać i weszły na boisko. Zaczęliśmy rzucać do kosza. Mamie nadal towarzyszyło przywiązane beztrosko do jej pleców niemowlę. Wszyscy serdecznie się śmialiśmy i rzucaliśmy na zmianę do kosza. Kobiety szybko załapały, o co chodzi i radziły sobie świetnie. Morałem tej krótkiej opowiastki jest fakt, że proste życie, wypełnione ciężką pracą, które może być nie do wyobrażenia dla bogatszych, bardziej "delikatnych" osób, może być pełne szczęścia i radości.

Razem z Bretem martwimy się o starszych chłopców, którzy trafili do systemu rehabilitacji dzieci ulicy. Spotkaliśmy chłopców (a raczej mężczyzn), którzy mieszkają w ośrodkach pomocy od tak wielu lat, że są od nich zupełnie zależni. Stracili oni instynkt przetrwania, który posiadali żyjąc na ulicach. Nie mają chęci do pracy, nawet wtedy, kiedy pojawiają się możliwości zatrudnienia w ośrodkach. Czy możemy ich za to winić? Niby dlaczego mieliby pracować cały dzień w pocie czoła za marne grosze, kiedy mogą się zrelaksować i nic nie robić, a i tak mają zapewniony dach nad głową, jedzenie oraz ubranie i nic ich to nie kosztuje. Wierzymy w to, że ośrodki takie jak Les Enfants de Dieu są niezbędne, aby zapewnić swego rodzaju pomost pomiędzy życiem na ulicy a powrotem do normalnego życia w społeczeństwie. W wielu przypadkach ośrodki odniosły sukces i ich wychowankowie trafili z powrotem do swoich rodzin, lub rozpoczęli niezależne dorosłe życie.
Niemniej jednak tego typu ośrodki i centra pomocy są wciąż swoistym eksperymentem. Proces przygotowywania starszych chłopców do życia w "prawdziwym" świecie wymaga udoskonalenia. Im wcześniej starsi chłopcy staną się samodzielni, tym wcześniej ośrodki będą mogły przyjąć młodsze dzieci, które żyją na ulicach i udzielić im pomocy. Pierwszy krok procesu rehabilitacji dzieci ulicy jest też najsilniejszą stroną obecnych placówek - stanowią one bezpieczne miejsce, w którym dzieci mogą uciec od okrutnej rzeczywistości życia na ulicach i nauczyć się ponownie tego, jak być dziećmi.

Poniższy filmik pokazuje naszych chłopców, którzy znaleźli w ośrodku azyl i uczą się wyrażać siebie. Poniższa galeria zdjęć pokazuje wybrane kreacje artystyczne - plon terapeutycznych sesji w bibliotece.




























No comments:

Post a Comment